/ Początek
Zabini, zacznij wreszcie pisać eseje na Historię Magii! Nathalie, mogłabyś mi pomóc z eliksirami? Nathie, słonko, poćwiczymy Quidditcha?
- Nie mam nastroju. I dajcie mi wszyscy święty spokój - warknęłam na przyjaciółkę, wykręcając młynka oczami i złażąc szybko z zielonej kanapy Pokoju Wspólnego Slytherinu. Na brodę Merlina, czego oni dzisiaj wszyscy ode mnie chcą? Jak nie nauczyciele, twierdząc że wcale się nie uczę, to znajomi ze szkoły. I na prawdę nie miałam ochoty na nic. Głową mnie bolała, a był to skutek wczorajszej imprezy. Tak, bo to w końcu Ślizgoni organizowali te najlepsze, i niech tylko ktoś spróbuje podważyć słuszność tego stwierdzenia! Nie byli nudni jak Puchoni, grzeczni jak Krukoni i cnotliwi jak Gryfoni. A jak ja jestem współorganizatorką to już w ogóle. Ach, nie ma to jak wrodzona skromność! No cóż... ale dziś nie było już tak bajecznie. Ciemne wory pod oczami, zmęczenie i rozdrażnienie dawało mi się we znaki. Wściekła niczym osa, z bliżej nieokreślonego powodu przeszłam przez Kamienną Ścianę. Delikatny makijaż, a potrafi tak wiele. Wystarczyło tylko trochę pudru a doprawdy wyglądałam ślicznie jak zawsze. Jasną, owalną twarz otaczała w czwartek aureola długich, ciemnych loków. Po drodze pomalowałam sobie usta malinowym błyszczykiem i wyszłam na dziedziniec. W drodze pozapinałam guziki czarnego płaszcza i opatuliłam się szczelniej srebrno zielonym szalikiem. Wcale nie przeszkadzał mi fakt, że był mróz a drogę ozdabiał biały puch. Nie spoglądając na nikogo, usiadłam na murku otaczającym fontannę i zamknęłam oczy, poddając się... rozmyślaniom? To nie w moim stylu, no ale niech będzie.